W zeszły weekend wjechałem na zamek Castell de Miralles, położony w obrębie miejscowości Santa Maria de Miralles. Poniżej: ładny wstęp, uczciwe rozwinięcie, zgrabne zakończenie i kilka zdjęć 🙂
Narodziny pomysłu
Mam przeczucie, że to ważny moment. Nie mam jeszcze bladego pojęcia, co z tego może wyniknąć i czy w ogóle cokolwiek, ale przeczucie mam. Dotąd bowiem zazwyczaj cała trasa była celem, nawet jeśli gdzieś tam, w połowie, był punkt kulminacyjny. Szczerze powiedziawszy nierzadko ów punkt kulminacyjny był jedynie pretekstem do przejechania 222 km.
Teraz jednak wciąż jestem zamknięty w Anoi i siłą rzeczy zacząłem się rozglądać za detalami, obok których normalnie bym pewnie tylko przemknął.
Pomysł odwiedzenia zamku Miralles zrodził się, gdy pisałem Wam o moim Rapha Festive 500. Jadąc wtedy między innymi doliną rzeki Carme, złapałem się na tym, że przez wiele kilometrów nie zrobiłem żadnego zdjęcia i choć miałem ku temu powody, to nie dawało mi to spokoju. Jak to? – myślałem – Czy to możliwe, że nie ma tu nic na tyle przyciągającego wzrok?
Przy kolejnym przejeździe rozglądałem się już uważniej i wtedy, jakby na nowo, zobaczyłem zamek. Przy kolejnej okazji wypatrzyłem drogę szutrową, którą można na zamek wjechać od tyłu, od strony gór. Wtedy jednak miałem inne plany i ostatecznie postanowiłem, że powinna to być oddzielna „wyprawa”.
Dojazd do Castell de Miralles
Mam podejrzenia, że specjaliści od analizowania ludzkich charakterów mieliby coś do powiedzenia na temat tego, jak i dlaczego właśnie w ten sposób dotarłem na zamek, ale marne szanse, aby ktoś o tym zawodzie zajrzał na niszowy blog rowerowy, więc czuję się bezpiecznie dzieląc się tą opowieścią.
Dojazd do zamku wypatrzyłem sobie wcześniej na mapie i nawet któregoś z grudniowych dni wypróbowałem początek tejże drogi. Zaczyna się ona tuż za przełęczą, jeśli jedziemy szosą C-37 z Igualady do Valls. Pędząc autem przegapia się ją z łatwością. Zaczyna się spokojnie – niezbyt stromo i bez kamieni. Potem jest gorzej, zarówno jeśli chodzi o gradient, jak i nawierzchnię. Ale tym razem byłem na to przygotowany! Inna przygoda, z innym zamkiem – Castell de Saburella – nauczyła mnie, że dobrze jest mieć przy sobie buty „na zmianę”, w których można normalnie chodzić, a w razie potrzeby nawe wspinać się z rowerem. Szybkie oszacowanie, jaki procent kolarzy ma przy sobie buty na zmianę? Hm… Zostawmy to może.
Gdy tylko droga okazała się już zbyt wymagająca dla mnie i mojej szosówki, zmieniłem buty i poszedłem pieszo. Miałem przy tym dużą satysfakcję i zapewne uśmiechałem się pod nosem. Potem było znów łagodniej, więc mogłem jechać. W ten sposób dotarłem do podnóża wzniesienia, na którym zbudowano zamek. Ostatnie 300 m dały mi jeszcze większe podowy do zadowolenia z posiadania zmiennego obuwia, bo droga zamieniła się w ścieżkę prowadzącą stromo wśród skał i niskich drzew. Tak dotarłem na łąkę pod murami zamku i po chwili dojechałem do… i to jest ten trudny moment.
Po chwili dojechałem do pięknej, asfaltowej szosy i kończącego ją parkingu. W ułamku sekundy przypomniałem sobie, że nie tylko widziałm kiedyś drugi koniec tej szosy, ale nawet zatrzymałem się przy nim, żeby chwilę odpocząć! Czy muszę dodawać, że asfaltem jest bliżej, szybciej, wygodniej, nie trzeba zmieniać butów i coś jeszcze może?
Zamek
O zamku wiem mało. Artykuł na Wiki to dziewięc zdań o historii i niewiele więcej o architeturze. Ale wiecie co? To mi nie daje spokoju i kto wie, czy nie zacznę gdzieś kopać za większą ilością informacji. Bo jak to? Czyż nie jest tak, że każdy zamek w Polsce, choćby niewielki, doczekał się co najmniej jednego opracowania? Nawet – za całym szacunkiem – kupa kamieni, jaką jest dziś Zamek Radosno, jest opisana dwukrotnie dłuższym artykułem! A przecież tu też żyją historycy i przez lata napisali sporo prac naukowych lub krajoznawczych. Gdzieś więc musi coś być, tylko dziś nie wiem jeszcze, jak to znaleźć. Co zatem wiem?
Castell de Miralles to jeden z pierszych zamków w Anoi, pochodzący z okresu ponownego zasiednienia doliny rzeki o tej samej nazwie, w okolicach 960 roku. No i znów więcej pytań, niż odpowiedzi! Ponownego zasiedlenia? A, czyli było jakieś wcześniej. Kiedy? I co potem? Wojna, zaraza? Sami widzicie – jest w czym grzebać. Ale to nie dziś, nie teraz jeszcze.
Miejsce z potencjałem i powrót do domu
Chodząc sobie po ruinch i pstrykając fotki, pomyślałem, że to miejsce z niezłym podencjałem fotograficznym (przy okazji tego chodzenia ponownie doceniłem obuwie zmienne). Tego dnia było pochmurno, wietrznie i zanosiło się na deszcz. Ale potrafię sobie wyobrazić, że złota godzina tutaj może być wielce satysfakconująca. A oglądany z wieży widokolej wschód słońca na końcu doliny? Ma potencjał!
Z tymi myślami zdjeżdżałem w dół piękną, gładką, nową szosą, a potem „po śledzie”, tak jak tu dotarłem, wróciłem do domu, po długiej przerwie od roweru zmęczony bardziej, niż wynikałoby to z samej odległości.
Dziękuję
Informacje o trasie
Trasa dostępna na Stravie i Komoot.