Mawet nie wiem, kiedy minęły dwa tygodnie i znów odezwał się we mnie niezany wcześniej zew zwiedzania zamków. Tym razem przyszedł czas na Castell de Queralt.
Kwestia dyscypliny
Jedni uprawiają hazard, inni ziemię, a jeszcze inni kolarstwo. Po prawdzie znajdzie się więcej jeszcze rzeczy do uprawiania. Ja zadałem sobie pytanie, czym jest to coś, co ostatnio coraz częściej uprawiam? Klasyczne kolarstwo szosowe to już z pewanością nie jest. Dość powiedzieć, że przyzwyczajam się coraz bardziej nie tylko do małego plecaczka, ale też do tego, że mam w nim lekkie buty na zmianę. Dzięki nim mogę chodzić po każdym terenie. Być może, choć nie sprawdzałem, mógłbym wciskać sobie te buty w kieszenie koszulki, a potem wpychać w nie banany i batony, jednak coś sprawia, że wzbraniam się przed takim postępowaniem. Alternatywnie, mówłbym mieć pedały SPD i buty, w których da się normalnie chodzić, ale że ponieważ mam zapięcia szosowe, to dołączam do zestawu plecak z obuwiem zmiennym.
Jak więc nazwać ową dyscyplinę? Hm… może to być jakiś rodzaj wieloboju, bo bywa, że idę z rowerem na ramieniu i kto wie, czy któregoś dnia nie przyjdzie mi przeprawiać się przez rzekę wpław? A może to kolarstwo przełajowe? Jak by tego nie nazywać, chwalę sobie i coraz bardziej mnie to wciąga. Przy okazji dowiaduję się następnego dnia o mięśniach, których normalnie na rowerze nie rozwijam – trening jest bardziej holistyczny 😉
Na zamek
Castell de Queralt upatrzyłem sobie już dawno, gdy przed rokiem jakoś byłem pierwszy raz we wiosce Bellprat. Patrząc z niej ku górom, podziwiać można wyniosłą i trochę tajemniczą sylwetkę zamku. Wtedy nie przyszło mi nawet do głowy, żeby wybierać się tam rowerem. W tym roku spostrzegłem w przelocie szutrową drogę, którą – jak sądziłem – można wjechać na górę. I to właśnie zrobiłem w pierwszy marcowy weekend.
Aby jednak dotrzeć do tego punktu, pokonać musiałem z górą 400 m przewyższenia drogą, którą znam już prawie na pamięć. 400 m nie brzmi jakoś bardzo wzniośle, ale tego dnia dało mi trochę w kość. A to był dopiero początek zabawy!
Szutrowa droga jest w dobrym stanie – bez problemu da się ją przebyć rowerem szosowym. Najpierw spada w dół, w jedną z wielu tutaj wąskich, równoległych dolin, po czym pnie się ponownie w górę. Po chwili mija się jedno z trzech gospodarstw stanowiących ten przysiółek, pozdrawia się gestem konia, który wpatruje się, zaskoczony niespodziewaną wizytą, a potem jest już tylko stromiej i stromiej…
Cała wspinaczka to trzy i pół kilometra, 180 m wzniesienia. W pewnej chwili zrobiło się na tyle stromo, że zmieniłem buty na spacerowe. Po kolejnych kilku minutach oczom moim ukazał się zamek.
Trzy ruiny
Cały – szumne określenie – kompleks ruin składa się z trzech budynków. Najniżej znajduje się kościółek św. Jakuba, czyli Jaume. To kościółek przyzamkowy z pierwszej połowy XI wieku. Według definicji, którą znalazłem, znaczy to de facto prywatny kościół (lub kaplicę), własnościowo połączony z zamkiem, a nie kościół parafialny. Trafiłem jednak też na źródło mówiące, że była tu mała parafia. Przechodzę jednak nad tym do porządku dziennego, bo w przeciwnym razie w życiu nie ukończyłbym tego tekstu.
Powyżej, na szczycie wzgórza, stoi sam zamek i fragmenty jeszcze jednej kaplicy – św. Michała (Miquel). Została z niej tylko jedna ściana i dzwonnica, ale to ona stała się w niedawnych czasach ikoną tego miejsca – jest najbardziej fotogeniczna. Jest jak kościół w Trzesaczu – patrząc na nią zadajemy sobie pytanie, czy będzie jeszcze stała przy kolejnej wizycie? Przy tej perspektywie czasowej trudno spodziewać się, aby był znany dokładny rok budowy, jednak pierwsza wzmianka o kaplicy pochodzi z roku 1088.
Castell de Queralt
Wreszcie – zamek. Jest on położony rewelacyjnie pod względem strategicznym. Niczym nie przesłonięty widok roztacza się na cztery strony świata, a dodatkowo w średniowieczu w jego pobliżu prowadziła jedna z ważnych dróg łączących Barcelonę i Lleidę. Dziś na zamku, tak jak i w kościółku św. Jakuba trwają prace restauracyjne, mocno już zaawansowane, w efekcie których naprawdę trudno mi było uwierzyć, że stoi się przed murami liczącymi 900, a nawet ponad 1100 lat.
Pierwsze niepewne wzmianki dotyczące zamku: rok 880. Pierwsze pewne: rok 976, kiedy to Borrell II, hrabia Barcelony, sprzedaje go wicehrabiemu. Ten nie cieszy się jednak z nowej górskiej posiadłości zbyt długo, bo w 985 roku zostaje ona zniszczona w czasie najazdu Almansura. Stoi jako ruina jakiś czas, ale przed 1032 rokiem zostaje odbudowany. Przez wieki zmienia właścicieli wielokrotnie, a finalnie nabywa go Josep Safont w roku 1842. Wkrótce potem zamek ostatecznie się wyludnia, choć jeszcze w roku 1918 wyglądał na cały.
Rdzawe drogi
Spędziłem na zamkowym wzgórzu chyba z godzinę, ale czas jednak było wracać. Do riun dojechałem stromą, ale wygodną drogą. Zjechać z nich postanowiłem jednak w przeciwnym kierunku, nie wiedząc, z jaką nawierzchnią przyjdzie mi się mierzyć. Ale w końcu jeśli przygoda, to przygoda!
Jak to często bywa, zaczęło się spokojnie, ale wkrótce sprawy znów się „pokomplikowały” i zdecydowałem się iść spacerem (kamienie wielkości pięści). Przez kolejnych parę kilometrów droga przypominała roller-coster. Trawersowała zbocza gór, obniżając się, lecz nie jednostajnie, a w serii zjazdów i podjazdów. Na szczęście nawierzchnia, pomijając krótkie odcinki, składała się z drobnego żwiru o rdzawym, albo wręcz czerwonawym kolorze.
Jadąc przez te hopki skupiałem się niemal wyłącznie na tym, aby nie uszkodzić opon. Tylko od czasu do czasu przystawałem, podziwiając krajobraz, zerkając wstecz na zamek. W ten sposób, po dłuższym czasie, bojechałem szosy asfaltowej w pobliżu Bellbrat. Tam trochę zjadłem, ubrałem ponownie buty szosowe i udałem się w dobrze znaną już drogę powrotną do domu.
Tego dnia przebyłem „zaledwie” około 90 km, ale czy to z powodu dłużej przerwy w jeżdżeniu, czy niezbyt obfitych posiłków poprzedniego dnia, a może wymagającego terenu, czułem zmęczenie porównywalne z trzema setkami w pobliżu Wrocławia. Miałem więc powody do satysfakcji i krajoznawczej i czysto fizycznej.
Dziękuję.
Informacje o trasie
Trasa dostępna jest na Stravie i Komoot. Endomondo nie żyje.
Pisząc, korzystałem z Wikipedii, ale też innych źródeł:
- Rodzaje kościołów na stronach Uniwersytetu Barcelońskiego,
- Strona Zamki Katalonii,
- Cabestany Fort, Joan-F. „El Castell de Queralt (segles IX-X)„.